single
20.06.2025

Cezary Droszcz: wyzwaniem jest dotarcie z informacją

Fundacja Polskiego Związku Motorowego troszczy się o dzieci, które uległy wypadkom. Dzięki środkom z Wielkiej Wyprawy Maluchów może finansować turnusy rehabilitacyjne, czy sprzęt do rehabilitacji domowej. Wsparcie ma dużą skalę i każdy wniosek spełniający kryteria jest rozpatrywany pozytywnie. Wyzwaniem pozostaje jednak dotarcie z informacją do poszkodowanych, o czym w rozmowie mówi prezes fundacji Cezary Droszcz.

Mamy za sobą już dwie Wielkie Wyprawy Maluchów dla Dzieci. Jak po tych dwóch edycjach zmieniły się możliwości Fundacji PZM?

– Nasze możliwości pomocy bardzo się powiększyły, dlatego że kwoty, które otrzymujemy dzięki wyprawie są znaczące. Pozwalają w większym stopniu zaspokoić potrzeby naszych podopiecznych, bo możemy finansować całe turnusy rehabilitacyjne. Wcześniej robiliśmy tylko częściowe dopłaty. Możemy też nabywać więcej urządzeń do rehabilitacji w domu, a okazuje się, że właśnie rehabilitacja domowa jest w tej chwili bardzo ważnym i skutecznym środkiem przywracania sprawności. Z prostego powodu – jest prowadzona w sposób ciągły, po części przez rodziców. Tak więc nasze możliwości dzięki Wielkiej Wyprawie Maluchów zdecydowanie się poprawiły. Dziś jesteśmy w takiej sytuacji, że żaden wniosek, który spełnia kryteria, jakie przyjęliśmy w ramach tej akcji, nie jest pozostawiony bez rozpatrzenia. Wszystkie zostały zrealizowane praktycznie w pełnej kwocie, o jaką wnioskowali zainteresowani.

Przejdźmy właśnie do tej kwestii zainteresowania wsparciem – czy teraz więcej osób zgłasza się po pomoc do Fundacji PZM?

– Tu odpowiedź jest mniej optymistyczna. Nasza działalność promocyjna i informacyjna nie jest na tyle skuteczna, aby pojawiło się więcej wniosków niż miało to miejsce w normalnej naszej działalności przed Wielką Wyprawą Maluchów. Czyli jest gdzieś problem… mimo że wykorzystujemy wszystkie struktury wojewódzkie Polskiego Związku Motorowego, że staramy się przy każdej okazji kontaktu z mediami o tym mówić, że dokładna informacja jest na stronie internetowej PZM, liczba zgłaszających się do nas osób jest ciągle mniej więcej taka sama. Biorąc pod uwagę liczbę dzieci, które co roku ulegają wypadkom, to czujemy niedosyt związany ze skutecznością dotarcia do wszystkich potrzebujących.

Czy głównym powodem jest fakt, że informacja nie dociera do wszystkich zainteresowanych, czy może być też tak, że ludzie wstydzą się prosić o pomoc w takich sytuacjach? Czują niechęć ze względu na traumę?

– Oczywiście ma Pan rację, ponieważ były i takie sytuacje, gdzie bezpośrednio Rafał Sonik skierował ofertę do osób z wypadku, o którym pisała prasa i te osoby nie chciały skorzystać z pomocy. Uważały, że to jest próba zyskania popularności poprzez pomaganie… Więc na pewno występują różne przyczyny i motywacje, ale wydaje się, że tą podstawową jest mała skuteczność w dotarciu z informacją do szerszej grupy społecznej.

Wspomniał Pan o sprzęcie do rehabilitacji domowej – czy spośród wniosków, które rozpatrujecie, przeważają właśnie wnioski o ten rodzaj pomocy?

Powiedziałbym, że to jest 50 na 50. Jeśli już patrzymy na statystykę mamy trochę więcej dziewczynek niż chłopców. Wnioski mniej więcej w połowie dotyczą organizacji i finansowania turnusów rehabilitacyjnych, a w połowie sprzętu do domowej rehabilitacji. Ta druga możliwość często przynosi dużo lepsze i szybsze efekty. Medycyna robi ogromne postępy i rehabilitacja również. W związku z tym, osoby, które szukają dla swoich dzieci ratunku, często nawet szybciej od nas dowiadują się o nowych terapiach, czy świeżo wyprodukowanym, specjalistycznym sprzęcie. Oczywiście wiążąca dla nas jest decyzja lekarza prowadzącego, do którego jako fundacja za każdym razem kierujemy się z prośbą o opinię. Dzięki temu mamy stuprocentową pewność, że konkretny sprzęt, czy rodzaj rehabilitacji, który został zaproponowany przez rodziców jest rzeczywiście wskazany i na pewno nie zaszkodzi dziecku.

Centralnym punktem i wnioskiem z tego co Pan mówi, jest zatem lepsza i skuteczniejsza komunikacja, a dzięki temu jeszcze szersze dotarcie do ofiar wypadków. Co można jeszcze zrobić z Pana perspektywy?

– Tutaj bardzo liczę właśnie na takie inicjatywy jak nasza dzisiejsza rozmowa. Liczę na każde medium, każdą stronę internetową, każdą formę informacji, bo to co jest obecnie naszą jedyną „słabością” to fakt, że Wielka Wyprawa Maluchów odbywa się raz w roku. W tym czasie skupione jest na tej akcji i na jej rezultatach zainteresowanie społeczne. W tym czasie my również obserwujemy coś w rodzaju „wysypu” wniosków, zainteresowania, pytań. Oczywiście bardzo wiele przychodzi też wniosków niespełniających kryteriów, ale to jest zupełnie inna kwestia. W tym wypadku chodzi o to, że widać zainteresowanie. Natomiast w pozostałej części roku, kiedy akurat Maluchy nie jadą przez Europę, kiedy nie ma na co dzień informacji na ten temat, w tym czasie nasze działania, głównie poprzez internet, są po prostu mało skuteczne. A wydawać by się mogło, że skoro jest zapotrzebowanie społeczne, skoro ludzie szukają wsparcia w różnych fundacjach, to powinni sami dotrzeć do tej informacji. Wygląda na to, że to wcale nie jest takie proste.

Czy myśli Pan, że np. kampanie informacyjne w ciągu roku, w momentach kiedy panuje wzmożony ruch na drogach, np. przy okazji różnych świąt, mogłyby odnieść skutek?

– Trudno jest mi się precyzyjnie wypowiedzieć w tej sprawie, dlatego że gdy po wypadku rozpoczyna się proces leczenia, to dzieci są objęte pełną pomocą w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. To podstawowe leczenie szpitalne jest finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Natomiast problemy i potrzeba wsparcia rodzin pojawiają się na drugim etapie, czyli na etapie rehabilitacji. Współpracujemy blisko z kliniką Budzik i trafiają do nas po pomoc również dzieci, które wybudzają się po dłuższym okresie bycia w śpiączce, po kilku miesiącach, nawet po połowie roku. Ten czas zupełnie nie pokrywa się więc z okresami, o których pan wspomniał. Niemniej intuicyjnie intensyfikacja działań informacyjnych w okresie zwiększonej wypadkowości jest działaniem słusznym, choć obecnie nie ma już wyraźnych szczytów. Być może w wakacje letnie ze względu na wzmożony ruch, ale poza tym trudno wskazać okres, gdy zdarzenia drogowe się kumulują.

W tym roku Wielka Wyprawa Maluchów dla Dzieci zbierze kolejne środki i przekaże Fundacji PZM. Co wyprawa mogłaby zrobić, jak pomóc, żeby wsparcie było skuteczniejsze? Jaki cel dałby Pan uczestnikom, zaangażowanym mediom?  

– Mój apel do wszystkich jest taki, by każdy w swoim zakresie możliwości był informatorem nie tylko o samej Wielkiej Wyprawie Maluchów, ale również o jej wspaniałych rezultatach, które powinny przełożyć się na większą liczbę osób, którym będziemy pomagali. Jeśli wszyscy będziemy na co dzień, przy każdej okazji informowali o tym, że ciągle są jeszcze środki to jest szansa, że nasz przekaz dotrze do większej liczby osób. Krótko mówiąc, powiedziałbym, że proszę o wsparcie w postaci globalnej informacji, o możliwościach, jakie powstały dzięki Wielkiej Wyprawie Maluchów. Bo trudno sobie wyobrazić, że przy tej liczbie wypadków i tej liczbie dzieci, które są ich ofiarami, zapotrzebowanie społeczne się zmniejsza. Nie ma takiej możliwości.