single
04.07.2024

Marcin Małysz: wszyscy są zjednoczeni wokół jednego celu

Wielka Wyprawa Maluchów to nie tylko piękna idea, ale też ogromne przedsięwzięcie logistyczne i organizacyjne. W tym roku zobaczymy na trasie 80 załóg, za których komfort i bezpieczeństwo odpowiada cały sztab ludzi. O szczegółach, planach i najdrobniejszych niuansach, które decydują o tym, czy całe przedsięwzięcie się powiedzie, opowiada dyrektor generalny WWM, współorganizator i pomysłodawca całej akcji Marcin Małysz, prezes zarządu stowarzyszenia 126Evolution.

Jak wygląda Wielka Wyprawa Maluchów w liczbach? Jak duża jest flota? Ile ludzi jest w nią zaangażowanych? Jakie wsparcie dostają uczestnicy?

Jeżeli chodzi o liczbę samochodów, to jest ich ponad 100, w tym 80 maluchów i ponad 20 aut towarzyszących. Łącznie podróżuje z wyprawą 250 osób, co sprawia, że jest to duże wyzwanie pod kątem wyżywienia czy zakwaterowania. Jeżeli chodzi o samochody towarzyszące, mówimy o różnego rodzaju służbach. Przede wszystkim to serwis techniczny, podzielony na dzienny i nocny. Są magazyny części, jest serwis żywieniowy, medyczny, są z nami ratownicy na motocyklach, samochody ratunkowe Polskiego Związku Motorowego, samochody szybkiego reagowania, które pomagają nam przerzucać różne towary czy osoby, w przypadku gdy trzeba np. zrobić transport na lotnisko. Mamy we flocie też samochody, które mają dbać o bezpieczeństwo uczestników. Bo przede wszystkim o to chodzi, żeby wszyscy bezpiecznie dotarli do celu. Każdy uczestnik otrzymuje od nas pełne wsparcie. Wielka Wyprawa Maluchów ich ubiera, kwateruje w hotelach, wszystkie samochody wyposażone są w łączność radiową i GPS. Cały system został wynajęty w Niemczech, to jest sieć stacji radiowych, na których wszyscy mogą się komunikować niezależnie od odległości, w związku z tym niezależnie od tego, czy kolumna ma 100 czy 200 kilometrów, wszyscy się słyszymy. Każdy samochód jest widoczny na GPS i jeśli jakiś ma awarię w ciągu dnia, to zjeżdża na pobocze, zgłasza swój numer boczny, a wtedy serwis go przejmuje i jeśli jest w stanie dokonać naprawy do 20 minut, to jedzie dalej. Mówimy tu o prostych naprawach typu uzupełnienie paliwa, świece, pasek klinowy itp. Jeżeli natomiast to coś poważniejszego, wtedy auto trafia na lorę STS, która też z nami jedzie i zostaje skierowane do serwisu nocnego, który codziennie od 17 do 4 rano usuwa wszystkie poważne usterki, wymienia silniki, skrzynie biegów, naprawia zawieszenia. Ten serwis jest bardzo dobrze wyposażony, w spawarki, podnośniki, kompresory, wszystko, co jest potrzebne, żeby auta bezpiecznie dotarły do celu.

Jak długo trwa przygotowanie tak dużego przedsięwzięcia?

Aby wyprawa odbyła się w tak dużej skali, jak obecnie, to około sześciu miesięcy. To sześć miesięcy pracy polegającej na dokładnym zaplanowaniu i przeskanowaniu całej trasy. Nasze samochody jeździły nią wcześniej, nanosiły tzw. ślad, żeby go potem wrzucić do aplikacji, aby nasi supervisorzy wiedzieli, gdzie prowadzą swoje dziesiątki. Bo co prawda na początku jedziemy razem, ale potem poruszamy się dziesiątkami, prowadzonymi przez naszych ludzi. Nie informujemy uczestników, gdzie śpią, informacje przekazywane są każdego dnia na bieżąco, to taka niespodzianka, ale i kwestie bezpieczeństwa. Wyprawa jest ogromnie wymagająca, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, dlatego tutaj ważne jest wsparcie. Mamy fizjoterapeutów, mamy szefa wyszkolenia kierowców, który uczy ich jeździć maluchem, bo pamiętajmy, że tymi autami jeździ się zupełnie inaczej, trzeba zachować inne odległości, jest inne pole widzenia i trzeba przygotować załogi, aby bezpiecznie dotarły do celu.

Często trzeba interweniować w czasie jazdy?

Trudno powiedzieć, to bardzo kapryśne samochody. Możemy założyć, że nawet gdybyśmy wymienili w nim wszystkie elementy, to i tak nie będzie on bezawaryjny. W ciągu każdego dnia, przy tej liczbie samochodów, mamy około 10-12 awarii, z czego 4-6 to takie poważne tematy. Tych interwencji jest trochę, a służby mają co robić. Serwis nocny ma cztery stanowiska i z reguły jest zajęty przez całą noc. Recepcja naszego serwisu określa potrzeby samochodu i nadaje mu kategoryzację. Czy potrzebuje naprawy od razu czy może jechać i można będzie naprawić go później. Często ludzie pytają, jak serwisuje się te samochody przed wyprawą. Wykonujemy standardowy przegląd, ale najlepszym serwisem dla niego jest po prostu nim pojeździć. Dlatego staramy się, aby każde auto przez dwa tygodnie przed wyprawą mogło pojeździć w normalnym ruchu, żeby można było go poobserwować, zobaczyć jak się zachowuje. I dopiero potem zostaje dopuszczone do udziału w wyprawie. Załogi przechodzą też odbiór administracyjny, sprawdzane są wszystkie dokumenty, kierowców, pasażera i pojazdu, dopiero potem wydawana jest karta BK, czyli badania kontrolnego, a samochód przechodzi przez nasz serwis. Mechanicy sprawdzają wszystkie parametry, czy auto jest sprawne technicznie i jest odpowiednio wyposażone. Czy ma to, co mieć musi, na wybrane kraje, przez które będzie jechało. I dopiero wtedy może wyjechać na trasę razem z całą Wielką Wyprawą Maluchów.

Który z tych elementów jest najbardziej wymagający?

Cała wyprawa jest bardzo rozległym wydarzeniem i każdy dział ma swoje problemy i wyzwania. Czy to mechanicy, czy serwis żywieniowy, czy medyczny, czy też ekipa filmowa, każdy z tych działów jest wymagający. 126Evolution, czyli ludzie, którzy się tym zajmują, są tak podzieleni względem swoich kompetencji, że mogą tymi działami zarządzać i to powoduje, że ryzyko popełnienia błędu jest mniejsze, ale zawsze występuje. Na pewno sporym wyzwaniem w tym roku będzie przeprowadzenie wyprawy przez przejścia graniczne. Jesteśmy w kontakcie z konsulatami i pogranicznikami, oni wiedzą, że o danej porze będzie jechała kolumna 100 samochodów i trzeba ją przepuścić przez granicę w miarę sprawnie, ale odprawa jest, bo to nie jest już Strefa Schengen i Unia Europejska, jedziemy przez Bałkany i to będzie spore wyzwanie. Kluczową kwestią jest przede wszystkim ułożenie całej wyprawy od A do Z. My z żoną tę wyprawę wymyśliliśmy, stworzyliśmy ją i razem z nią się rozwijamy. Każdego roku zdobywamy nową wiedzę. Uczymy się każdego dnia. Zakwaterowania w hotelach, przygotowanie serwisu hotelowego, jest bardzo trudne. Za to odpowiada moja żona. Tutaj jest sporo zmiennych. Jest specjalna ekipa, która zajmuje się wymeldowaniem z hotelu całej wyprawy, aby to poszło szybko i sprawnie. Załogi wyjeżdżają, a oni dopełniają formalności, trwa to około dwóch godzin. Potem przenoszą się do kolejnego hotelu, gdzie tworzą subrecepcję, w której pobierają karty i klucze, potem wydawane uczestnikom. To są takie niuanse, ale one powodują, że to bardzo wymagające pod kątem organizacyjnym. Zupełnie inaczej organizuje się eventy w jednym miejscu, stacjonarne, a zupełnie inaczej mobilnie, gdzie każdego dnia podróżujemy, śpimy w innym hotelu, mamy do przejechania wymagający odcinek, czasem niebezpieczny, bo np. w Rumunii można natknąć się na niedźwiedzie, które po drodze chodzą tam jak u nas kury i trzeba na nie bardzo uważać. To wszystko powoduje, że wyprawa jest wielkim wyzwaniem.

Czy uczestnicy mają jakieś specjalne wymagania?

Raczej nie, staramy się, aby wszyscy na wyprawie byli równi. Jeśli są jakieś nietypowe wyzwania, to staramy się je w miarę możliwości rozwiązywać. Wszyscy uczestnicy noszą te same wyprawowe stroje, nie ma rewii mody, a to powoduje, że wszyscy obok siebie czują się tak samo, czy to celebryci, influencerzy czy zwykli kierowcy. Na pewno ciekawostką jest to, jak do życia podchodzi nasza najstarsza załoga, czyli Sobiesława Zasada i Longin Bielak, którzy łącznie mają 192 lata. Są niezwykle skromni, w ogóle nie narzekają, czy to upały czy deszcz, żadne niedogodności im niestraszne. Są niezwykle sympatyczni i uśmiechnięci. Kiedyś usłyszałem od jednej z uczestniczek, że wysiadła z auta kompletnie zmęczona, po przejechaniu trasy w wielkim upale, ale gdy zobaczyła Longina Bielaka, który szedł rześki i uśmiechnięty, choć przecież przebył ten sam odcinek w takich samych warunkach, to od razu problemy zniknęły. To są niezwykłe momenty. Staramy się dbać o każdego, ale i nikogo nie wyróżniać. W dniu startu wyprawy każda załoga dostanie numer boczny, informację z kim jedzie, w jakiej grupie. Myślę, że to jest clou całej sprawy. Wszyscy są zjednoczeni wokół jednego celu, czy zbiórki pieniędzy. I wszyscy jesteśmy równi i mamy takie same szanse, żeby dojechać i zdobyć Monte Cassino.